Zimowy road trip dla prawdziwych hardkorowców! (Wschodnia Kanada) cz.1

Jeżeli chcesz przeżyć coś naprawdę wyjątkowego, sprawdzić się w ekstremalnych warunkach i ujrzeć niezapomniane widoki - ten trip jest dla Ciebie!

Południowa Ameryka to destynacja słynąca z kilkudniowych, a nawet kilkutygodniowych road tripów. Kto nie chciałby przejechać się słynną Route 66 z bagażnikiem pełnym Budweiserów i nocować w kultowych przydrożnych hotelach rodem z Dzikości Serca. Nie mniej kultowa stała się pod tym względem Kanada, szczególnie jej zachodnia część, Kolumbia Brytyjska i Jukon. Kilkaset kolejnych kilometrów i można zrobić przystanek na Alasce. Wszystko fajnie i pięknie, zapierające dech widoki, campingowe życie, wodospady, jeziora i lodowce, osady rdzennej ludności, osobiście złapany łosoś na kolację. Niemniej atrakcyjny jest zachód Kanady. Przejazd Trans Labrador Highway to kultowa już trasa każdego road tripowego wymiatacza. Ale w sezonie. Bo gdy zapada zima niewielu wpada na ten genialny pomysł. A szkoda, bo zimowa aura w Kanadzie jest imponująca i chociaż istnieje ryzyko, że utkniecie w mieścinie zasypani śniegiem na kilka dni, a Waszą jedyną rozrywką będziecie Wy sami, to mimo wszystko warto. I jest jeszcze jeden bardzo istotny plus zimowej wyprawy: nie ma diabelskich black flies - małych czarnych muszek, które w sezonie niemal uniemożliwiają (dosłownie) jakikolwiek postój w jakimkolwiek miejscu.

Krótko i konkretnie - dla mniejszych hardkorowców proponuję listopad, a dla większych od grudnia do wiosny :)

Lądujecie w Toronto.

Ceny lotu to 1900 złotych w obie strony, bezpośrednio z Warszawy(9h), przy odpowiednio wczesnym zaplanowaniu wycieczki.  Na ostatnią chwilę to około 2400 złotych w obie strony z Warszawy, z jednym międzylądowaniem (czas podróży około 13 godzin). Szykujcie się na mały jet lag i dajcie sobie dwa/trzy dni w Toronto, żeby się przestawić - naprawdę warto - pójdźcie do Chinatown na street food, zapalcie skręta na Kensigton market i koniecznie ale to koniecznie kupcie sobie ugly christmas sweter w jednej z tamtejszych bud. Kupcie nawet kilka na handel w Polsce, gwarantujemy, że sprzedacie je jak świeże bułeczki - w ostateczności będziecie brylować w swojej lokalnej hipsterskiej miejscówce albo na rodzinnej Wigilii. Warto przy dobrej pogodzie wjechać na lunch na słynną wieżę. Na lunch, czyli do obracającej się restauracji. Bo wtedy nie płacicie za bilet, a obiad warto zjeść tak czy inaczej. A, i wszystkie ceny są podane bez podatków.

1 dolar kanadysjki = około 3 zł.

do każdej ceny dolicz 13% - taka sytuacja.

Przed wyjazdem z Toronto omijajcie szerokim łukiem Tim Hotrons (ichniejszy Mc Donalds), serio omijajcie, bo w dalszej podróży będziecie na niego skazani.

Darujcie sobie Niagarę. Chociaż jak będziecie zimą, to ominie Was spęd szalonych turystów i młodych par na miesiącu miodowym. Będziecie zawiedzeni, nie wygląda to tak jak na zdjęciach czy filmach. Wokół tych imponujących wodospadów powstał prawdziwy odpust i szalona turystyczna infrastruktura.

No dobra. Byliście nad Niagarą albo i nie, jet lag Wam minął, poszwendaliście się wieczorem po klubach (zaraz przy najstarszym kinie w Toronto, kultowym Revue Cinema na 400 Roncesvalles Ave jest bardzo przyjemny klub, gdzie grają muzykę live - nie sposób tam nie trafić). jesteście zatem gotowi, aby wyruszyć w długą podróż na sam wschód. Potrzebne jest Wam w zasadzie jeszcze kilka drobiazgów: samochód, koce ikołdry, prowiant.

Samochód: w listopadzie, kiedy nie ma jeszcze półtora metra śniegu na drogach a niecały metr dobrze się sprawdzi Dodge Durango. 4x4 fotele się rozkładają tak, że dwie osoby mogą spać z przodu, a z tyłu jedna trochę zgięta (będziecie w nim spać po drodze, bo nie chcecie płacić 170 dolarów za jedyny możliwy motel W Churchill Falls - sorry 139 + podatki). Na zdjęciach prezentuje się dobrze - jeszcze lepiej będzie wyglądać na Waszym insta po zarzuceniu kilka filtrów. Pali około 12-13 litrów na 100 km (niespodzianka! benzyna jest tańsza niż w Polsce o to jedyna rzecz, która zawiera już podatki :> około 1,20 za litr - im dalej, tym niestety drożej, bo ciężej ją tam dowieźć - max 1,50 na samym wschodzie i w Nowej Funlandii).

Koszt samochodu to 91 dolarów za dzień z ubezpieczeniem (chyba, że Wasze ubezpieczenie pokrywa samochód, niektóre karty kredytowe ponoć mają taką opcję - wtedy wychodzi jakieś 60 dolarów dziennie).

Jeżeli jedziecie w grudniu jak prawdziwi twardziele, to potrzebne Wam jest raczej coś większego.

Koce i kołdry: już wiecie po co. Poważnie, jest to znośne. Tryb jedna noc w samochodzie, ajedna w motelu naprawdę nieźle się sprawdza.

1)    Nagrzewamy samochód

2)    Owijamy się w koce i kołdry

3)    Gasimy samochód

4)    Budzimy się po 4-5 godzinach bo zimno

5)    Odpalamy

6)    Gasimy

7)    Budzimy się

8)    Odpalamy

9)    Jedziemy dalej

Prowiant: koniecznie zróbcie zakupy, duże zakupy. Owoce, woda, granola, serki, suche pieczywo i te sprawy. Po drodze im dalej, tym mniejszy wybór. Nawet Tim Hortons zniknie, a propozycje jedynych lokalnych knajp, które będą otwarte przy trasie to nie dość, że drogie (około 20 dolarów) to są naprawdę niedobre. Zresztą jak wiadomo, Kanada ma poważny problem z otyłością wśród ludzi, cierpi na nią 30% populacji. Kiedy po kilku dniach zasmakujecie tamtejszych dań zrozumiecie dlaczego.

No to w drogę. Koniec części pierwszej + kilka fot na zajawkę dla części drugiej!

2017-12-04